Ceny mąki i chleba gwałtownie rosną
2007-01-15
Dzwoni do mnie młynarz, od którego kupuję mąkę na chleb, i mówi, że bardzo mnie lubi, ale musi zmienić naszą umowę. Podnosi ceny mąki nie o 10 proc., jak mówił, ale o 20 proc. I nie w marcu, ale pod koniec stycznia.
A to znaczy, że chleb na przednówku podrożeje nie o 20 gr, jak
zapowiadaliśmy, ale co najmniej o 40 gr - mówi Kazimierz Czekaj,
właściciel jednej z większych piekarni w Małopolsce.
Co najmniej o 40 gr, a o ile maksymalnie chleb może zdrożeć?
Tego dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, rynek zbożowy w kraju oszalał - uważa piekarz.
Zdaniem ekspertów rynek oszalał, bo już wszyscy wiedzą, że zboża na
chleb w Polsce w tym roku zabraknie. Do pełnego pokrycia
zapotrzebowania brakuje nam ok. 800 tys. ton pszenicy, czyli jednej
trzeciej tego, co rocznie zużywają nasze piekarnie. Z jednej strony
zbiory były jednak znacznie gorszej jakości, niż szacowano zaraz po
żniwach (więc mniej jest zbóż tzw. konsumpcyjnych), z drugiej "świńska
górka" wysysa z rynku więcej ziarna na pasze, niż zakładano. A to
sprawia, że ceny zbóż pną się do góry jak szalone - co tydzień o 30-40
zł na tonie. Dziś nie kupi się pszenicy taniej niż po 620 zł za tonę, i
to u gospodarza na podwórku.
Nawet sami rolnicy są zaskoczeni tempem podwyżek. - Już obecne ceny
są szalone. Moim zdaniem została przekroczona jakaś bariera rozsądku.
Po raz pierwszy w historii polska pszenica jest droższa od niemieckiej
- mówi Zbigniew Kaszuba, prezes federacji zrzeszającej producentów zbóż.
Do tej pory sytuację ratowała nieco Agencja Rynku Rolnego, która co
jakiś czas wystawiała na sprzedaż unijne zapasy zbóż przechowywane na
terenie Polski. Było to zboże ze skupu interwencyjnego, czyli
kupowanego po 101 euro za tonę. Co prawda Unia też na nim chce zarobić,
ale jednak wystawiała je na sprzedaż taniej, niż wynosiła cena rynkowa.
Ale teraz magazyny ARR są już kompletnie puste. Zostało tu ledwie 114
tys. ton pszenicy przeznaczonej na darmową pomoc dla najuboższych. Co
gorsza, polscy importerzy wyczyścili już do dna magazyny u naszych
najbliższych sąsiadów, które zaopatrywały dotychczas młyny na południu
Polski, czyli w Czechach i na Słowacji. Węgrzy mają jeszcze zapasy, ale
transport jest tak drogi, że do każdej tony trzeba doliczyć ok. 120 zł.
A to sprawia, że na masowy import z Węgier nie ma co liczyć.
Jako główne źródło zaopatrzenia naszego rynku pozostają więc
Niemcy. I to rynek niemiecki oraz kurs euro zadecyduje o cenach chleba
w Polsce. A ceny w Niemczech będą szły do góry, w miarę jak będzie rósł
import z Polski i będą się wyczerpywały zapasy. Już teraz Diamant,
jedna z największych polskich firm zajmujących się przerobem zboża na
mąkę, aż 60 proc. ziarna sprowadza z zagranicy. A pszenica niemiecka po
dodaniu do niej kosztów transportu dochodzi do 700 zł za tonę. - Musimy
się liczyć ze wzrostem cen, i to kroczącym. Już w lutym ceny zbóż w
kraju pójdą w górę o kolejne 15 proc. i do końca kwietnia będą
systematycznie szły do góry - przewiduje szef Diamantu Tomasz Bednarski.
Drogie zboże będzie aż do nowych żniw. Tegoroczne plony są ogromną
zagadką. Ponad połowa zbiorów pochodzi ze zbóż tzw. ozimych, czyli
sianych jesienią. Od ich przetrwania przez zimę zależeć będą tegoroczne
plony. Jeśli nie przyjdzie już do nas mróz i śnieg, to plony mogą być
fantastyczne. Ale jeśli zima jednak nadejdzie, to zaatakuje rośliny
kompletnie do niej nieprzygotowane, w których cały czas krążą soki
życiowe. Wówczas czeka nas kolejny rok nieurodzaju.
Źródło: Gazeta Wyborcza