Rosja woli polskie maszyny niż kiełbasy
2007-01-22
Embargo na polskie mięso ma znikomy wpływ na wymianę Polski z Rosją. Chociaż jesteśmy potęgą w eksporcie żywych świń i białej czekolady do Rosji, to w naszej wymianie ze Wschodem nie dominuje już żywność, lecz rosnące jak na drożdżach dostawy towarów przemysłowych. Dzięki temu mimo restrykcji handlowych nasz eksport do Rosji osiągnął w zeszłym roku rekordową wartość blisko 5 mld dol.
Straty w eksporcie do Rosji z powodu embarga na mięso Ministerstwo
Gospodarki szacuje na około 22 mln dol. do końca sierpnia 2006 r. Tę
stratę zniwelował zwiększony eksport żywca - jak stwierdza resort
gospodarki. - Jesteśmy potentatem w eksporcie żywej trzody chlewnej do
Rosji. Według tamtejszych statystyk połowa żywych świń importowanych do
Rosji pochodzi z Polski - potwierdza Bożena Wróblewska, prezes Centrum
Promocji Krajowej Izby Gospodarczej.
Dużo boleśniejsze jest rzadko wspominane przez naszych polityków
rosyjskie embargo na polskie artykuły spożywcze pochodzenia roślinnego,
np. mąkę i kaszę. Eksport tych towarów z Polski zmalał w zeszłym roku o
ponad 100 mln dol. Mimo to niektóre artykuły spożywcze z Polski nadal
przebojem wchodzą na rosyjski rynek. - Ponad połowa białej czekolady
importowanej przez Rosję jest z Polski - wskazuje Wróblewska.
Polski eksport na Wschód, odbudowywany przez kilka lat po kryzysie
finansowym w Rosji w 1998 r., ruszył z kopyta, gdy weszliśmy do UE.
Rósł szybko także w zeszłym roku mimo embarga na żywność. Dlaczego? Po
prostu w handlu ze Wschodem przestaliśmy się jawić jako państwo
rolnicze, a staliśmy się gospodarką przemysłową. Jeszcze w 1997 r.,
który był najlepszy dla naszych firm na Wschodzie przed kryzysem
finansowym w Rosji, na żywność przypadało ponad 40 proc. całego
polskiego eksportu. Tymczasem już w 2005 r., przed ogłoszeniem embarga,
żywność stanowiła zaledwie jedną szóstą polskiego eksportu do Rosji, a
w zeszłym roku udział ten jeszcze zmalał - tylko częściowo z powodu
restrykcji.
Jak świeże bułki sprzedają się za to w Rosji polskie maszyny i
chemikalia zamiast polskiej żywności. Przed dekadą zaledwie jedną
dziesiątą polskiego eksportu do Rosji stanowiły wyroby przemysłu
elektromaszynowego. W zeszłym roku - już jedną trzecią. I ten eksport
rośnie jak na drożdżach - w zeszłym roku skoczył aż o 30 proc.
- W Rosji rośnie popyt inwestycyjny, potrzeba więc dużo maszyn -
tłumaczy Wróblewska. Rosjanie kupują u nas specjalistyczne maszyny
górnicze, prasy, ale także samochody. Rozwija się rosyjski przemysł
motoryzacyjny, więc potrzeba części do produkcji aut. Na udostępnionej
nam przez Ministerstwo Gospodarki liście 50 największych eksporterów do
Rosji są polskie spółki takich tuzów motoryzacji jak np. General Motors
czy produkujących części samochodowe koncernów TRW i Valeo.
Rozwija się rosyjskie rolnictwo, więc na Wschód wysyłamy kombajny, ciągniki i dojarki.
Korzystamy też na boomie budowlanym w Rosji. - Bardzo szybko zwiększa
się eksport chemii budowlanej i wełny mineralnej. Takie towary z Polski
stanowią 20-30 proc. całego ich importu do Rosji - podkreśla
Wróblewska. Domy trzeba wyposażyć i nasz przemysł też na tym korzysta.
Eksportujemy do Rosji obrabiarki do drewna i ręczne narzędzia do
produkcji mebli. Sprzedajemy tam też pralki.
Oferta naszego przemysłu chemicznego nie ogranicza się do potrzeb
rosyjskich budowlańców. - Dużym wzięciem cieszą się zwłaszcza
opakowania i naczynia jednorazowe, a także urządzenia do produkcji
takich naczyń, np. butelek PET - wskazuje prezes Centrum Promocji KIG.
Rośnie też eksport farmaceutyków z zakładów w Polsce.
Mimo wysiłku polskich eksporterów w handlu z Rosją notujemy chroniczny
deficyt. To skutek zależności od rosyjskiej ropy naftowej i gazu, które
stanowią lwią część naszego importu ze Wschodu. Ich ceny, niestety,
rosną. W zeszłym roku na Rosję przypadało prawie 60 proc. całości
naszego deficytu w handlu zagranicznym, podczas gdy w 2004 r. - "tylko"
25 proc. Niewielką pociechę stanowi to, że podobnej nierównowagi w
handlu z Rosją doświadcza cała UE.
Źródło: Gazeta Wyborcza